Opuszczona wieś Skorzęcin
Skorzęcin znajduje się dwa kilometry na wschód od wsi Karłowice. Dziś już niewiele pozostało ze złotych czasów tej miejscowości, przed wiekami wzmiankowanej jako Curenczino, Curecino, Curszancino czy Kurenczino.
Pierwotnie wieś stanowiła własność książęcą. Około 1170 roku książę Mieszko Stary nadał ją wraz z innymi dobrami joannitom poznańskim. W 1238 roku własność zakonu potwierdził książę Władysław Odonic, obdarzając ponadto dobra immunitetem. Co ciekawe trzy lata wcześniej o Skorzęcinie jako własności joannitów pisał jeden z najsłynniejszych polskich kronikarzy, Jan Długosz. W 1340 roku Skorzęcin i Barcinek odkupił, a następnie nadał klasztorowi cysterek z Owińsk król Kazimierz Wielki. Warto podkreślić, że zakonnice przytoczone wsie posiadały już wcześniej, od drugiej połowy XIII wieku. Przez problemy finansowe jednak zmuszone były sprzedać Skorzęcin wraz z Barcinkiem za niską kwotę braciom i dziedzicom z sąsiedniej osady Kowalskie – Boguchwałowi, Prandocie, Piotrkowi oraz Symeonowi. Jednym z późniejszych włodarzy opisywanej wsi była niemiecka rodzina von Treskow.
Najstarszą pozostałością osadniczą na terenie Skorzęcina jest wznoszące się wyraźnie ponad okolice, porośnięte tarniną grodzisko. Być może jego początki sięgają czasów, gdy wieś była własnością książęcą. Zostało ono dwukrotnie przebadane w latach 80. minionego wieku. Znajdując się na skraju lasu, ma formę ściętego stożka o wysokości 10 metrów i średnicy podstawy 33 metrów. Istnieje podanie głoszące, że to tak naprawdę kopiec usypany hełmami przez szwedzkich żołnierzy nad zbiorowym grobem ziomków. Mieli oni ponieść śmierć podczas potopu na początku drugiej połowy XVII wieku. Stąd też wzięła się lokalna nazwa terenowa – ,,Szwedzka Góra’’. Niekiedy mówi się również, że skorzęciński pagórek jest pradawnym kurhanem, czyli miejscem pochówku wodza lub innej osobistości, która w odległej przeszłości tu mieszkała bądź tędy wędrowała.
W kolejnych stuleciach sytuacja Skorzęcina prezentowała się na tyle dobrze, że wieś nieustannie funkcjonowała. Z drugiej zaś strony nigdy nie zyskała znaczącej rangi. W XIX wieku nastąpił gwałtowny spadek zaludnienia, a co za tym idzie liczby zabudowań. Jeszcze w 1843 roku osada składała się z czternastu domów i 129 mieszkańców, natomiast około czterdzieści lat później na jej obszarze znajdowało się zaledwie siedem domów i 52 mieszkańców – 30 katolików (Polaków) i 22 ewangelików (Niemców).
Zapewne właśnie z XIX wieku pochodzi niewielki cmentarz ewangelicki, założony naprzeciwko grodziska. Dziś widać na jego terenie pozostałości sześciu grobów oraz opłotowania. Przetrwał fragment płyty nagrobnej Ottona Ernsta Martina. Poza tym złożono tu także m.in. członków rodziny Krenz. O jej zamożności świadczy nie tylko posiadanie dużego gospodarstwa z około 100 hektarami ziemi i elektrownią wiatrową, ale także fakt, że Leopold Krenz był abonentem sieci telefonicznej. W książce telefonicznej z 1939 roku wymieniany jest obok pastora z Jerzykowa, Johannesa Gerbera czy mleczarni w Biskupicach. Od nazwiska Krenz pochodzi nazwa okolicznych pagórków od strony Pruszewca – ,,Góra Krenza’’.
Na tym wzniesieniu 3 sierpnia 1944 roku rozbił się potężny samolot transportowy, Messerschmitt Me 323 Gigant, których wyprodukowano nieco ponad dwieście egzemplarzy. Samolot wyjątkowy nie tylko zważywszy na unikatowość, ale również dlatego, że za sprawą ponadprzeciętnego wyposażenia bojowego ta konkretna maszyna pełniła funkcję ochrony szyku podczas lotu. Katastrofa została zatajona przez włodarzy Wartheland. Wskutek tego dzisiaj nieliczni wiedzą o wydarzeniu, które jest istotnym elementem historii lotnictwa drugiej wojny światowej, znanym wśród badaczy tematu.
Samolot leciał z lotniska Luftwaffe w Bednarach, dokąd ,,latających stodół’’ – jak niektórzy potocznie nazywają Giganty – przybyło wtedy aż 28 sztuk. Cel podróży stanowiło oddalone o około 300 km lotnisko w czeskim mieście Chrudim. Po wystartowaniu maszyna skręciła w lewo i obrała kierunek zachodni. Krótko potem pilot stracił panowanie nad Messerschmittem, co miało miejsce najprawdopodobniej wskutek przeciągnięcia maszyny i utraty siły nośnej. Ogromny samolot uderzył więc o ,,Górę Krenza’’, płonąc doszczętnie. Zginęło szesnastu członków załogi, trzech natomiast zostało rannych. Zabitych pochowano na niemieckim cmentarzu garnizonowym na poznańskiej Cytadeli, skąd w latach 90. zostali przeniesieni do kwatery zbiorowej żołnierzy niemieckich na Miłostowie.
Od momentu zakończenia drugiej wojny zaludnienie Skorzęcina zaczęło ponownie gwałtownie spadać. Mieszkańcy pochodzenia niemieckiego po triumfie Związku Radzieckiego wynieśli się za Odrę, ale ten aspekt raczej nie miał decydującego wpływu, gdyż domostwa przejęli przecież Polacy. Wiele wskazuje na to, że jedną z osób, które opuściły zanikłą wieś, był wspominany już zamożny bauer, Leopold Krenz. Podobno bronił on w lutym 1945 roku poznańskiej Cytadeli, a następnie zginął w Kostrzynie nad Odrą, próbując uciec na zachód. Najnowsze informacje wskazują jednak, że został zabity przez czerwonoarmistów, zanim dojechał do stolicy Wielkopolski. Decydujący, jeśli chodzi o spadek ludności Skorzęcina po drugiej wojnie, zdaje się być ogólny trend migracji ze wsi do miast w okresie PRL (łącznie ponad jedenaście milionów osób) oraz nie najlepsze położenie opisywanej miejscowości. Nie dawało ono młodym większych perspektyw rozwoju.
Ostatni mieszkaniec opuścił osadę w 2005 roku. Był nim Stefan Wdowiak, który długo żył samotnie po tym, gdy w 1987 roku zmarła przedostatnia osoba żyjąca w podupadającej osadzie – jego żona Zofia. Autor pamięta, że w dzieciństwie czasami widywał starszego pana na wozie ciągniętym przez konia. Mieszkał on w starym budynku z zapadającym się dachem, po którym dziś nie ma już śladu. Wokół domu biegała wataha agresywnych psów. Obecnie w Skorzęcinie można jedynie dostrzec małą budowlę pełniącą w przeszłości funkcje gospodarcze i ruiny kilku budynków.
Początki Skorzęcina sięgają średniowiecza. Latami wieś nie znikała z powierzchni ziemi. Jedynie zmieniała rozmiar, liczbę ludności i właścicieli. Nie znikała mimo epidemii, klęsk żywiołowych czy najazdów wrogów, których przypuszczalnie była świadkiem. Aż nadeszły XIX i XX wiek, które wyciągnęły z kapelusza duże zmiany – przede wszystkim o charakterze gospodarczym i społecznym. Dwa minione stulecia bez najmniejszych wątpliwości można uznać za grabarzy miejscowości na obrzeżach gminy Pobiedziska.
Powyższy tekst stanowi fragment książki ,,Historycznym śladem Puszczy Zielonki i okolic’’.
Sorry, no records were found. Please adjust your search criteria and try again.
Sorry, unable to load the Maps API.